Elaan of Troyius

autor: Juan Ortiz


Premiera: 20 grudnia 1968

Reżyseria: John Meredyth Lucas

Scenariusz: John Meredyth Lucas



Dobrze. Nie ma co rzeźbić. Zacznę szybko – ja tego odcinka nie ogarniam. Cały czas, oglądając miałam nadzieję, że zachowanie elasiańskiej Dholmen, czyli księżniczki Elaan (France Nuyen) jest jakimś podstępem, że przecież jest totalnie niemożliwe, żeby dziewczyna była tak tępa, by nie rozumieć, dlaczego ludzie jej nie lubią. W ogóle – jakie lubią? Dlaczego ledwie ją tolerują przy sobie. W ogóle – skąd pomysł, że ktoś taki jak ona, mógłby żyć tylko pragnieniem, by ją lubiano? No i przecież był ten zakochany nieszczęśnik, Kryton (Tony Young), który posunął się do równie idiotycznej zdrady, bo nie chciał oddać swej ukochanej innemu. Ja wiem, że teoretycznie miłowanie, a lubienie to co innego, ale jakoś nie wydaje mi się, by o taką różnicę chodziło Elaan.



Tak, też mam wrażenie, że jest tu potężna luka w spójności postaci. To znaczy że co? Naprawdę rzuca się z nożem na kolesia, ale totalnie nie jest w stanie połączyć tego z faktem, że koleś nie będzie za nią przepadał…? Chyba że – teraz mi wpadło do głowy – może rzeczywiście elasiańskie kobiety są takie tępe: to znaczy chodzi mi o to, że nigdy nie musiały się bawić w subtelności, nigdy nie musiały starać się o pozyskiwanie czyjejś sympatii. Mogły być dowolnie rozwydrzone i agresywne, bo jeśli były zainteresowane czyimiś ciepłymi uczuciami, miały swoje łzy. Zastanawiam się, czy to możliwe, że samice tego gatunku po prostu takie są i już…

Tylko tutaj rodzi się kolejna wątpliwość: czemu Elaan nagle zapragnęła być lubiana? Skąd jej się to wzięło? Bo powiedziałabym, że trochę z dupy. Nie mamy żadnej genezy tego niecodziennego pragnienia.



Kupowałam jej idiotyczne, irytujące zachowanie dopóki była w nim konsekwentna.[bardzo mi się podoba ta teoria :D ] A może wcale im nie zależało na pokoju, a tylko grali przed Federacją, bo Federacja sobie tego pokoju życzyła? Była wściekła, była dumna, była chodzącą furią. A potem kapitan Kirk postraszył, że złoi jej tyłek i ona się rozpłakała, bo nikt jej nie lubi.
Dyplomatka ustawia towarzystwo (źródło)
Kupowałam nawet to, że z jakiegoś powodu Elasianie wybrali ją do bardzo ważnej misji dyplomatycznej, z powodu której księżniczka się na swój rząd obraziła. To jest powód do wkurzenia, jeśli ktoś decyduje o twoim życiu wbrew twojej woli. To jest naprawdę OK., że masz ochotę rozwalać przedmioty i lżyć wszystkich naokoło. Może nie dali jej czasu, by się oswoiła z myślą, a może nie była w stanie się oswoić. A może oni wybrali akurat ją, bo chcieli się jej pozbyć, bo była jednak nie do końca przeciętną przedstawicielką elasiańskich kobiet?

Tu powinno najpewniej nastąpić wielkie WTF.

Ale nie. Ja nadal byłam bardzo otwarta. Podejrzewałam, że dziewczyna coś potężnego planuje. Że przecież te jej łzy uzależniają mężczyzn, są eliksirem miłości, ale to nie miało działać w dwie strony. To Kirk miał być ofiarą, tak to widziałam. Hej, hej, chłopaki, mam go, przejmujemy Enterprise! Ale to nie był podstęp! Ona naprawdę chciała być lubiana. Starała się zmienić, po małym bara-bara poza zasięgiem kamery, pojęła nawet, czym jest obowiązek i przyjęła wreszcie prezent od ambasadora Troyiusa, Lorda Petriego (Jay Robinson), którego wcześniej dziabnęła nożem, bo wszedł do jej komnaty i chciał pogadać (no czyż nie mógł jej po tym facet polubić?). [to cudotwórcza moc Kirkowego penisa, nie lekceważ jej!] Swoją drogą zachowanie Petriego też było słabo racjonalne, wiedział, że ma ciężkie zadanie, tłumaczył to wszystkim i poddał się ekspresowo – jedno dziabnięcie, serio? – a do tego uznał, że za jego ranę winę ponosi Kirk, bo mu kazał porozmawiać z wredną babą.

No zdziwienie na zdziwieniu.

Osobną sprawą jest kwestia obiecanego lania, przedstawionego jako stary ziemski zwyczaj, który służył do poskramiania niegrzecznych dzieci. Nie czułam się komfortowo, słuchając Kirka rzucającego takim hasłem, a jeszcze gorzej było potem, gdy wszystko już stało się flirtem. Wiem, że patrzę na to przez pryzmat dnia dzisiejszego. Ale, o dziwo, pierwszy raz nie potrafię przełamać bariery czasu i zmian społecznych. Nie podoba mi się odcinek, w którym mężczyzna grozi kobiecie
Miłość. Wielka miłość (źródło)
laniem, bo jest niegrzeczna. Nie w ten sposób. A przecież tu nie mamy do czynienia ze słabą kobietą, ona pochodzi z rasy wojowników. Nie ma problemu z używaniem broni. Jestem przekonana, że w walce wręcz też by sobie dała radę. Więc gdyby Kirk tak naprawdę spróbował dać jej to lanie, mogłoby się to skończyć niezgorszą bijatyką.



A ja tu właśnie nie mam najmniejszego problemu – z tego powodu, o którym wspomniałaś: Kirk nie ma tu do czynienia ze słabą kobietą.

Bicie kobiet budzi oburzenie podobnie jak bicie dzieci: bo (pomijając oczywiście aspekt stosowania przemocy w ogóle wobec kogokolwiek) jest to wykorzystanie swojej fizycznej przewagi i czyjejś bezbronności. Ta bita kobieta zazwyczaj jest w ten czy inny sposób słabsza i zwyczajnie nie może się obronić. I to jest, za przeproszeniem, chujowe. Ale gdyby wrzucić na ring faceta i kobietę, oboje zaprawionych w walkach, nie miałabym nic przeciwko – ot, po prostu walka.

W sytuacji Elaan i Kirka widzę bardziej dwójkę wojowników na ringu, niż bitą kobietę. Kapitan przemówił do księżniczki w języku, jaki ona rozumie, podczas gdy wszyscy do tej pory usiłowali zmusić ją, żeby to ona zaczęła przemawiać w ich językach. I może właśnie dlatego nawet tutaj pasowało to, że te groźby przerodziły się we flirt, choć w każdych innych okolicznościach uznałabym, że to kurde patologia i głupota.

Abstrahuję tu od tego, że laniem karze się niegrzeczne dzieci – tutaj ewidentnie to jakiś znak czasów i trudno mi się bulwersować.



Tyle o bohaterach. Natomiast muszę przyznać, że w odcinku ładnie spięto pojawienie się Klingonów, problemy z napędem Enterprise i naszyjnik ze „zwykłych kamieni”. Choć to też trochę dziwne, że na Troyiusie nie mieli świadomości, jak ważne kamienie służą u nich za biżuterię, ani że Federacja nie wiedziała, że oni ich tam najwyraźniej posiadają na pęczki. No chyba, że nie. Chyba, że to tylko nasza Elaan nie wiedziała, jak wartościową rzecz nosi na szyi.

Podsumowując. Odcinek nie był nudny jak poprzedni. Był za to mocno irytujący. Nie ogarniam Elaan. Kirk stracił punkty i nawet fakt, że jego antidotum na elasiańskie łzy stanowi miłość do Enterprise mnie tym razem wzruszyła nieco mniej. Jedynie siostra Chapel, jak zwykle nie zawiodła, zbierając istotne informacje w ambulatorium.



Nie oceniam tego odcinka tak surowo. Jak wspomniałaś: nie jest tak nudny jak poprzedni. Dzieje się sporo, świetnie wypada panna Chapel, fajnie splatają się poszczególne problemy, dodatkowo u mnie Kirk nie stracił punktów, za to po raz kolejny mieliśmy jego miłość do Enterprise, a na to zawsze znajdzie się miejsce we froowym serduszku. Bawiłam się całkiem nieźle, nawet mimo zgrzytu z Elaan.

Aha, ale nie mogę pominąć jednego: polska wersja językowa… Serio. Całkiem prosty tytuł: „Elaan”. I co? I po polsku to „Elean”. xD You had one job, Człowieku-Odpowiedzialny-Za-Napisy.





– Mr. Spock, the women on your planet are logical. That's the only planet in this galaxy that can make that claim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz