Admirał Stary - źródło |
Premiera: 6 lutego 1988
Reżyseria: Rob
Bowman
Scenariusz:
Michael Michaelian, D. C. Fontana
Gdybym miała powiedzieć o tym odcinku tylko jedno zdanie
brzmiałoby ono – Oznaką młodnienia jest
powiększanie się munduru admiralskiego. I nie byłoby w tym nic dziwnego,
gdyby młodniejący po zażyciu dwóch dawek specyfiku obcych przeciwko starzeniu admirał Mark Jameson (Clayton Rohner) był
na starość otyłym gościem, albo chociaż przy kości. Ale nie, admirał, chory na
nieuleczalną chorobę Iversona, która między innymi sprawiła, że jego nogi stał
się bezużyteczne, jest drobniutki, zasuszony i wręcz kruchy. Im bardziej jednak
młodnieje, im ciemniejsze stają się jego włosy, tym więcej fałd na mundurze.
Zaczęłam od marudzenia, bo to taka świecka tradycja, ale
tak naprawdę ten odcinek bardzo dobrze mi się oglądało. Nikt nie kazał się
Wesleyowi zamknąć (co może być związane z jego absencją w tym odcinku), Riker
nie popisał się ani razu swoim mizernym intelektem, kapitan Picard wspaniale
rozegrał sytuację, gdy doktor Crusher przyszła do niego z wątpliwościami
odnośnie do stanu admirała. Swoją drogą, admirał zełgał w sprawie daty badań,
bo nie wiedział, że dokument z wynikami będzie miał tę datę napisaną? Serio,
dziwna ta przyszłość [stary był, zawsze
mógł się tym tłumaczyć, nie?].
Cała załoga zachowywała się w porządku i nawet wyskok
kapitana na akcję bojową jakoś mi nie przeszkadzał. W końcu Picardowi też się
czasem należy trochę rozrywki, a skoro admirał mógł się uprzeć, by dowodzić
bezpośrednią akcją, to czemu nie miałby w niej wziąć udziału kapitan. Na mostku
został wszak w tym momencie pierwszy oficer, a kiedy zaczęło się robić gorąco
wystarczyło po prostu dać sygnał do teleportacji.
Jedynie Troi, tradycyjnie nie popisała się jakoś
szczególnie. Coś było nie tak z admirałem. No było. Dało się to zauważyć, ale
powiedzmy, że tylko dzięki niej kapitan nabrał podejrzeń, które mu potem
ugruntowała Crusher [wtręt nie na temat:
przypomniałaś mi właśnie, że to było super głupie w epizodzie Angel One: tam też Troi po swojemu była pomocna,
znaczy wyskoczyła ze swoim tradycyjnym pierdololo „czuję strach” i nawet Riker
– NAWET RIKER – był w tamtym momencie lepszym empatą niż ona, bo przecież sam
powiedział, że wtf, strach to mało powiedziane, tam było czuć paranoję. Ech,
ech, doradco…].
Sam motyw przewodni odcinka, czyli dążenie dwóch
uwikłanych w konflikt mężczyzn do konfrontacji po czterdziestu pięciu latach
nie wzbudzał moich większych wątpliwości. Karnas
(Michael Pataki), przywódca planetarny, potrzebował – jak dla mnie – samego
siebie przekonać, że to nie on był winny trwającej cztery i pół dekady wojnie
domowej. Potrzebował tego dla spokoju ducha, być może dlatego, by dać sobie
radę z rządzeniem w czasach pokoju,
zamknąć jakiś rozdział, ale może też, by
ładnie wypaść w oczach swoich ludzi. Admirał zaś po prostu czuł się winny.
Przez czterdzieści pięć lat borykał się ze świadomością, że to, co przyniosło
mu sławę negocjatora, za co był wszędzie chwalony, było w rzeczywistości
porażką. Uratował zakładników (jak podkreślono w odcinku – sześćdziesięciu
ośmiu ludzi), spełniając żądania terrorystów (na czele których stał wtedy Karnas),
a czując, że danie im broni, którą nie dysponowali ich oponenci jest nie fair,
dał ją także tym drugim. Błyskotliwy pomysł. Akurat doskonały, jeśli ma się
ochotę na czterdzieści lat wojny i jakieś miliony zabitych. Jak ten człowiek
sobie radził z własną psychiką tyle lat, to nie mam pojęcia. Wątpliwości moje
wzbudzają inne rzeczy. Na przykład fakt, że Karnas wzywa akurat Marka Jamesona
do negocjacji z nieokreślonymi terrorystami i nikt nie widzi w tym niczego
dziwnego przypisuję wielkości kosmosów. Po namyśle, mogę jeszcze przyjąć taką
wersję, iż dowództwo Gwiezdnej Floty uznało, że Karnas jest po prostu próżny i uważa,
że ktoś, kto pokonał jego w negocjacjach jest najlepszy. Znacznie bardziej
jednak nie wierzę w to, że nikt nie wiedział, że Jameson dał im broń. Że de
facto uzbroił obie strony. OK. Jak pomyślę, potrafię to sobie wytłumaczyć – w
sumie może i ktoś wiedział, ale właściwie to, co miał teraz zrobić? Ale czemu
za takie negocjowanie nie został odsunięty od tego typu działań? Nie, nie
rozumiem. Chyba jednak, gdyby wiedzieli, to by nie był admirałem…
Admirał Średniostary z żoną - źródło |
Bardzo
mi się ten cały wątek podobał, taki w moim guście: starzy ludzie uwikłani w
jakąś przeszłość, która zeżera ich od środka i żaden z nich nie potrafi sobie z
tym poradzić. Nie mam problemu też z tym, że nikt nie wiedział o tym, że
Jameson dał Karnasowi broń – znaczy, ktoś może wiedział. Ale choćby pierwsze z
brzegu wyjaśnienie: ci, którzy o tym wiedzieli, mogli od lat nie żyć. Może
właśnie dlatego dopiero teraz Karnas upomniał się o Jamesona? Może umarli wszyscy,
którzy byli wtajemniczeni i którzy mogliby coś podejrzewać?
W
ogóle podoba mi się, jak w tym wszystkim Karnas i Jameson byli do siebie
podobni. Obaj przez długie lata wmawiali sobie, że postąpili totalnie słusznie.
I chyba koniec końców żaden z nich w to nie wierzył. Dwóch smutnych starców.
Myślę, że ta konfrontacja w gruncie rzeczy wyszła im na zdrowie.
Nie mogę nie wspomnieć o żonie admirała – Anne (Marsha Hunt). Wspaniała postać,
cudowna, dobra osoba. Anielica, przy takim mężu. A może po prostu żona
marynarza z powołania. W końcu, jak wspomina, za ich czasów nie
istniały
kwatery rodzinne na statkach Federacji. Ich małżeństwo polegało na ciągłych
rozstaniach i powrotach. Może to pozwoliło jej wytrzymać z takim mężem i nie
zastrzelić go, gdy radośnie jej obwieścił, że miał dwie porcje leku
odmładzającego, eksperymentował na sobie i nie pomyślał nawet, że ona mogłaby
wcale nie chcieć powtórnej młodości. A już fakt, że wciągnął w końcu obydwie
porcje, żeby młodnieć szybciej, to po prostu porażka [no, teoretycznie wspomniał o tym, że zdobędzie więcej, żeby i dla niej
starczyło…]. Jego sprawy (a także jego punkt widzenia na problem własnej
choroby) były dla niego na tyle ważne, że nie pozwolił żonie nawet wyrazić
swego zdania. Jak w czasie służby – pan admirał zadecydował, a wszyscy powinni
go słuchać. Brzydko, panie Jameson!
Admirał Niestary - źródło |
Och,
pan Jameson zdecydowanie nie jest postacią pozytywną w tym zestawieniu! Ale
muszę przyznać, że to wszystko mi się bardzo fajnie klei: tak naprawdę on się
nie zmienił od czasów młodości. Wpadł na jakiś pomysł i postanowił go
zrealizować, nie zastanowiwszy się nawet przez chwilę, że może to głupie. Tak
było, kiedy przekazywał broń Karnasowi i jego przeciwnikom. I tak było
czterdzieści lat później, kiedy wszedł w posiadanie lekarstwa. W ogóle wydaje
mi się, że Jameson to totalnie ostatnia osoba, która powinna być jakimkolwiek
negocjatorem. Ty chyba masz problem, Gwiezdna Floto…
I
bardzo mi się podoba, że Anne nie chciała leku. Chociaż, jeśli mam być szczera,
to trochę się zastanawiałam, po co miałaby go brać: piękna kobieta, w dodatku
mam wrażenie, że wcale nie taka stara. A już na pewno nie zbliżyła się do tych
85ciu lat, o których była mowa w przypadku Jamesona. A co mi tam! Prawdę
mówiąc, sprawdziłam w internetach: aktorka miała wówczas 71 lat. I wyglądała
imho świetnie. Bajdełej: Marsha Hunt żyje i wciąż świetnie wygląda, będąc najstarszą żyjącą aktorką występującą w Star Treku. Dwieście lat,
Marsho!
– Officially, the
story is that, after two other mediators were murdered, I went in and
negotiated with Karnas to bring out the hostages safely.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz