il. jak zawsze niezawodny Juan Ortiz (źódło) |
Premiera: 15 lutego 1988
Reżyseria: Kim Manners
Scenariusz: Hannah Louise Shearer
Okej, okej… Bardzo chciałabym być miła i wyrozumiała, ale
ten odcinek nie dał mi na to wielu szans. No bo ja przepraszam, ale kurde jest
tak okrutnie głupi, no.
Znaczy ma mój podziw i szacunek za to, że nareszcie
doradca Troi okazała się nieco użyteczna – i to tak na serio. [ta sama myśl u mnie – wow! Troi do czegoś
służy!] Skanery rozbijały się na osłonie otaczającej Aldeę, ale nie zdołały
oszukać wyczulonych betazoidzkich zmysłów. Fajnie pomyślane i chyba po raz
pierwszy zobaczyłam naprawdę sensowne wykorzystanie tej postaci.
Po raz kolejny jednak Troi przegrywa z doktor Crusher. Na
serio, ja jeszcze zostanę fanką tej postaci. W tym odcinku zwaliło jej się na
głowę naprawdę dużo: no bo raz, że miała rozkminić, co się dzieje z Aldeanami,
ale dwa: porwali jej syna. Jako matka, pewnie chciałaby rozszarpać tamtych na
strzępy i odzyskać Wesleya – jako oficer Gwiezdnej Floty i lekarz zaś, musiała
powstrzymać emocje i znaleźć inne rozwiązanie. Myślę, że epizod całkiem dobrze
to pokazał. Chociaż tu muszę nadmienić, że moment, w którym Beverly spotyka się
z Wesleyem i potajemnie przekazuje mu skaner, a chłopię potajemnie skanuje Duanę (Ivy Bethune), był co najmniej
przezabawny. Młody Crusher wykonał swoje zadanie z finezją bohatera kreskówki.
Powinien jeszcze drobnymi kroczkami przemieszczać się tuż za plecami Duany,
która oglądałaby się, czy przypadkiem ktoś za nią nie stoi. [taki klasyczny NPC xDDD] Niemniej,
abstrahując od wykonania, sam zamysł doceniam i był bardzo fajny. I dodatkowy
plus za to jak między słowami dogadała się tutaj matka z synem – wystarczyło
parę łypnięć i jakiś ledwie dostrzegalny gest, a już było wiadomo, co robić.
Nie
da się ukryć, że duet Beverly – Wesley stanowi nie pierwszy raz o mocy odcinka.
To jest świetna rodzina. Ufają sobie, szanują się nawzajem i przede wszystkim
się znają. I Wesley może zostać kim chce, a nie jest hodowany na lekarza. To
jedna z tych rzeczy, których Adeanie totalnie nie ogarniali. Ich idea rodziny
była dość głupia, choć jednocześnie chyba najlepsza jaką mogli mieć w takich
sztucznych warunkach – no bo na bazie wspólnych zainteresowań najłatwiej
budować więź jak mi się wydaje.
Umm... cokolwiek. Serio, nie wiem, o co w tej scenie chodziło, (źródło) |
Ale skupmy się na głównym wątku: oto mieszkańcy Aldei
umierają: są chorzy i bezpłodni, wpadają więc na świetny pomysł, żeby
przedłużyć swoje istnienie z udziałem porwanych dzieci. Konkretniej: z
siedmiorgiem dzieci (sześciorgiem, zależy od sceny – najwyraźniej jedno z nich
było na tyle nieciekawe, że Aldeanie sami w którymś momencie o nim zapomnieli).
Chcieli odbudować cywilizację z siedmiorgiem dzieci. Te
dzieci miały stanowić podstawę dla kolejnych pokoleń Aldean. Serio, Star Treku?
Siedmioro?! A może jednak raczej jakieś 160? A może grube tysiące? Trzech
chłopców i cztery dziewczynki – jaką genetyczną różnorodność to zapewni?
Aldeanie, zasłużyliście na śmierć. Ssiecie.
Inną sprawą jest dobór tych dzieciaków. Jak rozumiem,
chodziło o to, że są jakieś szczególnie zdolne…? Cóż, trudno mieć pewność, bo w
sumie jeśli chodzi o jakieś talenty, to widzimy chłopca od delfina, grającą
dziewczynkę i Crushera. Czym wyróżnia się reszta? Nie wiadomo. Sporo czasu
antenowego poświęcono wprawdzie Alexandrze, ale u licha – co ona umie? Czym się
wyróżnia? Jest ślicznym, małym rudzielcem, ale czy coś poza tym?
I nie chodzi o to, że się czepiam zupełnie bez powodu.
Gdybym wyraźnie widziała, że wybrali najzdolniejsze i najbardziej niezwykłe
dzieciaki z załogi, mogłabym to jeszcze łyknąć (z całą pewnością nie zapewnią
przyszłości Aldeanom, ale przynajmniej wprowadzą do puli trochę talentów). Ale
ponieważ odcinek mi tego tak za bardzo nie pokazał, zaczynam się zastanawiać:
czy Federacja nie ma czegoś takiego jak domy dziecka? Czy to by nie był idealny
układ, że cywilizacja w potrzebie dostaje kilka setek randomowych sierot,
którym może zapewnić tak świetne warunki rozwoju i miłość? Kurde, jestem
przekonana, że wśród nich też byłoby sporo uzdolnionych i niezwykłych
dzieciaków, no bo w sumie dlaczego nie?
No, chyba że faktycznie problem pozbawionych rodziców
dzieci został w XXIV wieku rozwiązany. Nic mi o tym nie wiadomo, ale to jedyne
wyjaśnienie, dlaczego nikt nie pomyślał o nich, kiedy już wyszło na jaw, że
Aldeanie chcą przehandlować wiedzę na cudze potomstwo.
Pierwszą moją myślą było dokładnie to samo
– sieroty! Z całą pewnością, jeśli nie w centrum Federacji to na jakiejś pomniejszej
skalistej i niegościnnej planetce znalazłyby się jakieś dzieciaki, którym
przydałby się dom. Ba! Już lepszym sposobem wydaje mi się handlowanie miejscami
na planecie także dla dorosłych, którzy im tam napłodzą dzieci. A już to, że
oni się nie zorientowali, że zabija ich promieniowanie wydaje mi się
niewiarygodnie głupie. Ale taki właśnie jest ten odcinek.
Poza tym zwróciłam też uwagę, że nikt z
Enterprise nie próbował podważyć sensowności użycia siedmiorga dzieci do
zaludnienia planety. Czy tam nikt nie potrafi liczyć?
A tutaj dziecko tuli się do Picarda, więc wszyscy robią: aaaaaawwww! (źródło) |
Ale, żeby nie było: rozwiązanie, które znalazła załoga
Enterprise, jest oczywiście dużo lepsze – bo nie walczy z objawami, a eliminuje
przyczynę całego problemu.
Cóż jeszcze mogę powiedzieć? To nie pierwszy odcinek w
dziejach Star Treka, w którym nasi bohaterowie spotykają cywilizację zbudowaną
na ruinach czegoś potężniejszego. Przede wszystkim nasuwa mi się tutaj epizod
Oryginalnej Serii The Apple: mieliśmy
lud sterowany przez komputer, którego obsługi nikt już od wieków nie ogarniał.
W When The Bough Breaks co prawda to
jest mniej ekstremalne, ale po części zamysł jest podobny. I to samo w sobie
jest interesujące – aż szkoda, że pozostało tak bardzo niewykorzystane. Mogłoby
z tego być coś fajnego.
Ja nie mogłam się pozbyć wrażenia, że
Aldeanie obsługiwani przez strażnika, którego zasad działania nie znali byli
tak naprawdę ogromnie nieporadni. Zdesperowani, zdeterminowani i nieporadni.
Mieli tę całą super technologię, którą włączali jednym guzikiem czy myślą, a
jednocześnie nie łapali prostych emocji, poczucia więzi, a Duana stojąca
nieśmiało i patrząca na Wesleya z miną dość wniebowziętą, podczas gdy on ją
„potajemnie” skanuje stanowiła dla mnie dowód na to, że ona się zwyczajnie
niczego po tych dzieciakach nie spodziewa.
Całościowo ten odcinek jakoś po prostu nie daje rady.
Gdzieś u samego sedna problem ma potencjał, ale realizacja tego wątku
pozostawia sporo do życzenia. No i jak Aldeanie wyobrażali sobie ocalenie za
pomocą siedmiorga dzieci? Ech, ech…
Aha, gdyby ktoś miał wątpliwości, jak bardzo użyteczny był
pierwszy oficer Riker: cóż. Tak właśnie. Tak bardzo, ile o nim pisałam w tej
notce.
– Captain, I am not aware of regulation 6.57.
– No Data, neither am I.
– I see sir... Oh, I see sir!
Thanks to the sharing this blog post, its nice.
OdpowiedzUsuńNorton Antivirus Customer Service Number
McAfee antivirus phone number
Malwarebytes tech support phone number
Hp printer support online chat
Canon printer support telephone number