autor plakatu: Juan Ortiz |
Premiera: 8 września 1966
Reżyseria: Marc Daniels
Scenariusz: George Clayton Johnson
Pierwszy „normalny” odcinek. Wreszcie mogę
zacząć się jarać jak należy – no bo Kirk, Spock, McCoy, pan Sulu, Uhura. Brak
jedynie Scotty’ego. I, prawdę mówiąc, brak też redshirtów. To znaczy są postacie,
których podstawowym zadaniem jest śmierć, jest też część załogi w czerwonych mundurach
(wspomniana już Uhura, ale też kancelistka i inni), ale kolor nie ma związku ze
śmiertelnością. Jeszcze nie. Ale my wiemy, że z czasem te detale się
doszlifują.
Tu muszę zaznaczyć, że totalnie uwielbiam Uhurę
i uważam ją za najlepszą laskę w historii Star Treka. Tak, wiem, że Siedem z
Dziewięciu i inne takie – ale żadna późniejsza kobitka nie ma startu do Uhury.
Uhura jest niesamowicie kobieca, z nutką egzotyki (te imponujące kolczyki) i
profesjonalna za jednym zamachem, w dodatku była totalnym ewenementem w latach
sześćdziesiątych, stając się symbolem i inspiracją dla czarnoskórej części widowni.
C’mon, „uhuru” to w suahili „wolność”. Poza tym ma fajną figurę i prześliczne
oczy, o.
A w ogóle, skoro już jestem przy Uhurze:
odniosłam wrażenie, jakby ona dołączyła do załogi nieco później. Chodzi mi o
scenę, w której wyraża oburzenie, że Spock się nie przejmuje informacją o
trupie. Wiem, że chodziło o pokazanie pewnych cech bohaterów widzowi, w końcu
to pierwszy odcinek, niemniej w efekcie wyszło na to, jakby Uhura nie znała
zbyt dobrze Spocka. Z drugiej strony, McCoy wypomina Spockowi jego spockowatość
właściwie do samego końca, więc w sumie… może niektórzy po prostu nie mogą się
pogodzić z istnieniem Volkan w galaktyce?
Żeby już skończyć kontemplowanie Enterprise i
załogi: niesamowicie podoba mi się w Oryginalnej Serii, że statek żyje. Ciągle
coś się tam dzieje – kiedy bohaterowie się po nim szlajają, mijają innych
ludzi, ktoś coś naprawia, ktoś wsiada do windy itp. Okrutnie tego będzie
brakowało w Następnym pokoleniu,
gdzie Enterprise sprawia wrażenie dość pustego. Tutaj, mimo że wszystko jest
robione bezkosztowo i z tektury (mój ulubiony kwiat zrobiony z ręki ubranej w
różową firankę!), zadbano o detale, które dodają scenerii wiarygodności.
W odcinku mamy też doktora Cratera i stwora z
planety M-113. Cóż. Crater mnie chyba trochę przeraża. Nie umiem w sumie
stwierdzić, czy to bohater pozytywny czy wręcz przeciwnie. Stwór zeżarł mu
kobitę, a on z tym stworem na luzaku żył. Przedkładał jego życie nad życie
załogi Enterprise. Powtórzę: przedkładał życie stworzenia, które zabiło jego
żonę, nad życie niewinnych ludzi. Hm hm. Z drugiej strony, stwór był ostatnim
egzemplarzem swojego gatunku. Jego ochronę Crater uznawał za najwyższą wartość.
Tak naprawdę to fajne, że to, w jakim stopniu doktorek był pokręcony na mózgu,
pozostaje w gestii widza – serial nam nie da jednoznacznej odpowiedzi.
Tam się pojawiają takie
słowa – bo co mam nie wtrącić swoich trzech groszy – że Nancy to rozumiała. Znaczy chyba rozumiała to, że
stwór jest ważniejszy od niej? Bo co jeszcze? Ogólnie to jest dość wielka
niesamowitość tak żyć sobie na całej planecie samemu – czy tam z żoną tylko – i
ją badać. Ta odzywka Cratera do Kirka: „zgłoszę, że wtargnął pan na moją
planetę!”… Ja tu marzę o mojej i tylko mojej chatce w lesie, z ciszą i
spokojem, a gość ma całą planetę, na którą ktoś mu może wtargnąć. Swoją drogą –
z pewnością musi inaczej postrzegać rzeczywistość dookoła, skoro dla nauki
decyduje się być niczym Robinson, prawda?
Natomiast ja nie mogę przestać się zastanawiać
nad stworem. Po pierwsze: na czym konkretnie polegają jego moce? Tworzy iluzję,
czy jest naprawdę zmiennokształtny? Fakt, że co innego widział Kirk, co innego
McCoy, a jeszcze coś innego Darnell, sugerowałby iluzję. Z drugiej strony,
transporter się nabrał – czyli chyba jednak mamy do czynienia z prawdziwą
zmiennokształtnością? A może jedno i drugie? Ale właściwie po co próbował dla
każdego wyglądać inaczej? Tylko zamieszanie się z tego zrobiło, a i tak później
zrezygnował na przykład z wersji „Młoda Nancy”. Znów: nie bardzo wiem, dlaczego
z niej zrezygnował, skoro już zaczął tak ściemniać McCoyowi. To nie tak, że
stary Crater powiedział „ej, weź przyhamuj, bo robią się podejrzliwi” – bo się
nie widzieli między jednym spotkaniem a drugim. No, chyba że stwór ma naprawdę
imponujący zasięg czytania w myślach.
Abstrahując już od niejasnych dla mnie mocy tej
istoty, nie do końca też łapię jej motywacje i charakter. Mówi się, że to
inteligentne stworzenie, które po prostu chce przeżyć i nie chce tak naprawdę
nikomu robić krzywdy. Więc nie prościej by było zwyczajnie poprosić o tę sól?
Przyznać się? Przecież widział, że załoga Enterprise ma pokojowe zamiary. Bah,
na przykładzie doktora Cratera mógł stwierdzić, że ludzie nie są jakimiś
krwiożerczymi bestiami i że byłaby możliwość dogadania się. No, oczywiście wchodzi
tu pytanie, dlaczego stwór jest
ostatnim ze swojego gatunku. Może to trauma związana z działalnością ludzi, kto
wie? W każdym razie kiedy tak latał po Enterprise, mógł zwyczajnie pana Sulu
poprosić o solniczkę, no nie? Gdzie się podziała jego inteligencja i umiejętności
socjalne, które miał jako Nancy, a które wywiało, gdy tylko przeistoczył się w
Greena? Tłumaczyłam sobie, że ok, z głodu i desperacji nie umie racjonalnie
myśleć, dlatego zabija. Ale potem przyszło olśnienie: z jakiego głodu i
desperacji? W ciągu odcinka zeżarł… trzech… czterech ludzi? Chyba czterech. No to
teraz tak: wcześniej Crater pokazał flakonik soli mówiąc, że mieli 11kg, a
teraz zostało im parę tabletek na dnie. Rozumiem, że zapas uzupełnili przed
rokiem, bo co roku mieli kontrolę z Federacji. Czyli stwór przez rok zeżarł
11kg soli. To daje niecały kilogram miesięcznie. Tymczasem na oczach widza
zeżarł, jak pisałam, chyba czterech ludzi. W człowieku mniej-więcej 0,4% masy
ciała to sól. Liczmy przeciętną masę jako 80kg – to daje ok. 320g soli na
łebka. Czyli stwór wszamał ponad kilogram soli w ciągu… dwóch dni? Powinien być
nażarty i szukać miejsca na sjestę, a nie ciągle się pocić i przygryzać ten
palec, nerwowo się rozglądając, kogo by tu jeszcze wycmoktać do sucha. On nie
miał prawa być głodny. Atakowanie chociażby Kirka było zupełnie niepotrzebne.
Wyliczyłaś
mu spożycie <3 Ale tak, racja, mnie się to też mocno rzuciło w oczy, że
nagle zaczął żreć i żreć, tu zostawił trupa, tam zostawił trupa, a jak miał
zaiwanić głupią solniczkę kancelistce Rand, to nagle się robił dziko nieśmiały…
A może przyszła na niego pora rozmnażania? I dlatego jadł więcej? Choćby nawet nie mógł się rozmnożyć w pojedynkę, to instynkt jest instynktem. A z nieco innej beczki – jaki klasyk z kosztowaniem nieznanej substancji tu
występuje. Mam na myśli moment, gdy McCoy liże pastylkę z butli Cratera.
Naprawdę instynkt samozachowawczy to oni mieli na poziomie ujemnym :))
Swoją drogą, wcale chyba nie musieli zabijać
stwora z M-113, nie? Nie wystarczyło ustawić fazera na ogłuszanie? Mam
wrażenie, że wszyscy tam reagowali dużo bardziej nerwowo, niż wymagała tego
sytuacja – zarówno istota z planety, jak i załoga z Enterprise.
Nerwowo,
choć powoli – mieli fajny moment zwiechy, gdy Spock wpadł do kabiny i krzyczał
na doktora, by ten strzelał.
No cóż. Odcinek i tak fajny.
Klasyczny, jeśli patrzeć na tematykę i jeszcze nieco błądzący jeśli idzie o dążenie do esencji trekowości. Tak bym go określiła.
Klasyczny, jeśli patrzeć na tematykę i jeszcze nieco błądzący jeśli idzie o dążenie do esencji trekowości. Tak bym go określiła.
– Miss Uhura, your last sub-space log contained an
error in the frequencies column.
– Mr. Spock, sometimes I think if I hear that word
'frequency' once more, I'll cry.
– Cry?
– I was just trying to start a conversation.
– Well, since it is illogical for a communications
officer to resent the word 'frequency'... I have no answer.
– No, you have an answer. I'm an illogical woman,
who's beginning to feel too much a part of that communications console. Why
don't you tell me I'm an attractive young lady, or ask me if I've ever been in
love? Tell me how your planet Vulcan looks on a lazy evening when the moon is
full.
– Vulcan has no moon, Miss Uhura.
– I'm not surprised, Mr. Spock.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz