The Neutral Zone

Źródło

Premiera: 14 maja 1988
Reżyseria: James L. Conway
Scenariusz: Maurice Hurley, Deborah McIntyre, Mona Clee

Na wstępie chciałam powiedzieć, że podziwiam beztroskę Daty i szefa ochrony. Wpadają sobie na pokład dryfującego obiektu muzealnego i dopiero na miejscu sprawdzają atmosferę. Świetnie. Data zapewne nie musi się przejmować oddychaniem, ale jak mi się wydaje Klingoni potrzebują powietrza, by żyć? Trochę jakby próbowali być tacy bardziej Kirkowi niż Picardowi ;)
Ostatni odcinek pierwszego sezonu Następnego Pokolenia porusza dwie kwestie – po pierwsze pojawia się nowe zagrożenie (i to podwójne – nie dość, że ktoś atakuje posterunki graniczne między Imperium Romulańskim a Federacją, to jeszcze sami Romulanie rzucają groźbami); po drugie do XXIV-ego wieku przybywają Ziemianie z wieku XX-tego.
To pierwsze jest otwarciem do sezonu drugiego. To drugie interesującą opowieścią o różnicach w mentalności ludzi nam współczesnych i tych z wymarzonej przyszłości Gene’a Roddenberry’ego. Oglądamy przekrój wad naszych czasów – nastawienie na gromadzenie dóbr przez jednostki, brak poszanowania dla własnego życia i zdrowia, czy stawianie kobiet w roli gospodyń domowych (tak się domyślam, że fakt, iż takiego „zawodu” nie ma w XXIV wieku oznacza, iż przez twórców serialu był odbierany negatywnie). Jednocześnie rozbitkowie, a właściwie zmartwychwstańcy, reagują bardzo różnie na fakt znalezienia się w nowej rzeczywistości. Clare (Gracie Harrison) nie jest zadowolona z niespodzianki, którą zrobił jej mąż, tęskni, martwi się o  znaleźć sobie miejsce. Doradczyni Troi dostaje konkretne zadanie i się z niego wywiązuje. Rekin finansjery, Ralph Offenhouse (Peter Mark Richman), ma najbardziej sztywny mózg. Żąda, krzyczy i generalnie ma być jak on sobie życzy, a załoga ma być miła i grzeczna jak na Queen Elisabeth II (dobrze, że Picard mu nie dał ze łba za to porównanie Enterprise do statku wycieczkowego). Jego problem jest jednak zrozumiały. Człowiek, który całe życie gromadził pieniądze pod różnymi postaciami – a to dawało mu oczywiście władzę – w rzeczywistości, w której nikt nie zwraca uwagi na dobra materialne (bo nie trzeba rywalizować o realizację pierwszych potrzeb) może się czuć totalnie bezradny. A przecież chłop ma zalety – żyłkę dyplomaty, polityka. Wyczuwa przeciwnika, potrafi brać swój los we własne ręce i wierzy w konieczność takiego działania. Tak naprawdę myśli rozsądnie, przyjmuje zasady, które zostają mu przekazywane, a jego wtargnięcie na mostek jest dla mnie zrozumiałe – nie chciał, by sprawy toczyły się bez niego.
Źródło
dzieci i generalnie potrzebuje pomocy, by w ogóle spróbować
Trzeci przybysz z przeszłości, muzyk L. Q. „Sonny” Clemmons (Leon Rippy) ma zupełnie inne podejście. Łatwo się asymiluje, nie panikuje, jest pewien, że w tym nowym świecie znajdzie się dla niego miejsce. Nie to, to inne. Fascynują go nowe możliwości, nie rozumie parcia Offenhouse’a do działania. Jeśli mówimy o nim, to o wiele ładniej (bez zbędnego walenia łopatą między oczy) niż podczas rozmowy Wesleya z Tashą, wyszło przesłanie dotyczące narkotyków i innych używek. Proste stwierdzenie Picarda, że człowiek ten najwyraźniej nie chciał żyć (będące wnioskiem wyciągniętym ze stanu jego narządów wewnętrznych), choć śmierci bał się bardziej, mówi wiele o mądrości ludzi XXIV-ego wieku, której my ciągle jeszcze nie mamy.
Podoba mi się to zderzenie „moich” czasów z przyszłością, choć jednocześnie kriogenika modna w końcówce XX wieku wywołała u mnie leciutki uśmiech. Antycypowanie czasów zbyt bliskich od daty premiery to ryzykowna sprawa.
Nie mogę też pominąć narzekań na Williama Rikera. Rozwalił mnie jego rozkaz po tym, jak Data mu zameldował, że znaleźli ludzi. Róbcie co chcecie, byle szybko. Zaiste dowódca jak się patrzy z niego. Żałość bierze.


Welcome to the 24th century.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz