Déjà Q

(źródło)

Premiera: 5 lutego 1990
Reżyseria: Les Landau
Scenariusz: Richard Danus

Omnomnom. Lubię ten odcinek. Bo Q. A ja lubię Q. A teraz to nawet jeszcze bardziej. Zawsze uważałam, że gościu w gruncie rzeczy nie jest zły – jest po prostu niedojrzały. Jest jak rozpuszczone, nieśmiertelne dziecko, którego piaskownicą jest cały wszechświat. I w związku z tym, ma się rozumieć, pakuje się w różnego rodzaju tarapaty i pakuje w nie również załogę Enterprise. Przy czym to, co dla Q jest zaledwie grą czy psotą, nierzadko stanowi o życiu i śmierci ludzi. I kiedy już serial przyzwyczaił mnie do takich realiów, nagle Richard Danus i Les Landau zaserwowali piękne pogłębienie postaci.
Bo nagle nasz dzieciakowaty Q dojrzewa. Może nie jakoś radykalnie, może nie jest to trwała przemiana, ale sam fakt, że w ogóle coś dziwnego zaczyna się dziać w głowie Q, to dużo. Spod płaszczyka niedojrzałego psotnika i egoisty wychyla się w gruncie rzeczy poczciwy koleś, którego po prostu wcześniej nikt odpowiednio nie pokierował.

Paradoksalnie, najlepszym nauczycielem człowieczeństwa okazuje się Data. W ogóle ogromnie uwielbiam ich relację. Jeden chce być człowiekiem, ale nie może, drugi zaś osiągnął ten cel, ale wcale mu to nie leży. Uwielbiam to, że Data – który jest wolny od zadawnionego żalu czy pragnienia zemsty – bez problemu daje szansę Q. Z całego androidzkiego serca stara się pomóc, a najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że Q docenia te starania. Scena, w której Data wybucha śmiechem, jest niemal wzruszająca. Ten pozornie egoistyczny, gardzący ludzkością Q, w rzeczywistości fantastycznie zrozumiał Datę – nie zmienił go w człowieka, chociaż to by nie przekroczyło jego możliwości, tylko pozwolił spełnić jedno małe marzenie. I to było piękne. Tak, niby mówił, że nie zamieni Daty w człowieka, bo bycie człowiekiem ssie, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że on doskonale wiedział, o co chodzi – bo przecież był już w podobnej sytuacji, kiedy postarzył Wesleya. Chłopak dość wyraźnie wyjaśnił wówczas, dlaczego mu to nie leży. A Q ma dobrą pamięć i zapewne nietrudno mu było skojarzyć fakty.
(źródło)
W ogóle myślę, że Q naprawdę dobrze rozumie ludzi. Nie chodzi mi o to, czy ich podziwia czy wręcz przeciwnie, bo tutaj relacja jest chyba bardziej skomplikowana, ale rozumie. Wie, jak skutecznie nadepnąć im na odcisk, ale jeśli tylko ma ochotę zrobić coś dobrego, to jest w tym świetny. Nie byłby tak skuteczny w swoich działaniach, gdyby nie było tego zrozumienia.

Prawdę mówiąc, chyba nie umiem się do niczego przyczepić w tym epizodzie. Bardzo przyjemnie mi się go oglądało, a wszyscy bohaterowie trzymali rewelacyjny poziom. Oczywiście, szoł ukradł – obok Q, ma się rozumieć – Data, ale inni też nie wzbudzili moich zastrzeżeń. Przede wszystkim podobało mi się, że zachowali się bardzo wiarygodnie i po ludzku. Nie otworzyli od razu serduszek przed Q w potrzebie, tylko patrzyli na niego spode łba, nieufni i z nieskrywaną satysfakcją. Szczególnie Guinan była uradowana, co zresztą fajnie przypomniało o tym, że ją z otaczającym wszechświatem łączą zupełnie inne relacje niż ludzi.

Ach, no i to odcinek z najmemowszym facepalmem Picarda! Warto to odnotować!



- Perhaps there is a… residue of Humanity in Q after all."
- "Don't bet on it, Picard.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz