Juan Ortiz; źródło |
Premiera: 10 stycznia 1969
Reżyseria: Jud Tylor
Scenariusz: Gene L. Coon, Oliver
Crawford
Oglądałam
odcinek nie zakodowawszy jego tytułu. Na polskie wersje od jakiegoś czasu nie
zwracam wielkiej uwagi – no chyba, że wyjątkowo się różną od oryginału – a
angielski przegapiłam popychając czołówkę do przodu (tak, zdarza mi się to, to
fajna czołówka, ale kiedy oglądam dwa odcinki z rzędu, to bywa, że ją
przewijam) [akurat czołówki od TOSa nie
popycham – za bardzo lubię tę muzykę i „wziuuum” przelatującego Enterprise :D ].
I kiedy siadłam do wpisu i zerknęłam na IMDb, żeby spisać metryczkę, ten tytuł
trzasnął mnie w twarz. Patrzę na niego teraz i robi mi się chłodno. Nie, że
mnie mrozi, nie że zimno nawet, ale jakiś taki chłód właśnie rozlał mi się
żołądku.
Przesłanie
tego odcinka jest wyjątkowo mało tajemnicze, nawet jak na The Original Series, która pod tym względem do subtelnych nie
należy. Od samego początku widać, że mamy do czynienia z potępieniem rasizmu,
który w Let That Be Your Last Battlefield
przedstawiony jest jako coś ekstremalnie głupiego. Przynajmniej z mojego punktu
widzenia. Człowiek, który jest w połowie czarny uważa się za lepszego od
człowieka, który jest w połowie biały i odwrotnie. Przy czym tak naprawdę ich
podzielone od linijki dwukolorowe oblicza (białe jak wapno/czarne niczym
węgiel) stanowią swoje lustrzane odbicia. Każdy z nich nienawidzi kogoś, kto
wygląda, jak osoba, którą codziennie widzi w lustrze. Nienawidzi siebie zatem?
Prawdy o sobie? Kogo tak naprawdę? Na jakiej podstawie ocenia tego drugiego
jako zdolnego tylko do bycia niewolnikiem? Czemu pozwala sobie – jako
terrorysta – decydować o śmierci wszystkich, którzy są przedstawicielami tej
drugiej rasy? Ich ubrania niewiele różnią się od siebie, ich przemowy, które
mają przeciągnąć załogę USS Enterprise na stronę jednego bądź drugiego są nic
nieznaczącym politycznym bełkotem, a przecież przypadkowi słuchacze Lokaia (Lou Antonio) są zafascynowani,
bardzo łatwo dają się przekonać. Z kolei komisarz
Bele (Frank Gorshin) wydaje się początkowo być przekonujący dla mnie-widza.
Oto goni niebezpiecznego terrorystę, który stanowi zagrożenie dla jego ludu.
Później dopiero okazuje się, że oczywiście obydwaj są tacy sami.
źródło |
Może fakt, że nie ma w tym
wielkiej subtelności, ale dla mnie to i tak jeden z lepszych odcinków. To jest
bardzo piękne rozprawienie się z rasizmem – raz, że super oddaje ducha Star
Treka. Dwa, że w ogóle tak ewidentne pojechanie po tym zjawisku w latach
sześćdziesiątych to coś mega ważnego i pożądanego. I ogromnie się cieszę, że
takie epizody w ogóle powstały.
I owszem, rasizm jest pokazany
jako coś ekstremalnie głupiego – bo wszak rasizm jest ekstremalnie głupi. [Absolutnie tego nie neguję. Wręcz
przeciwnie – chciałam to podkreślić, ale słowa mnie poniosły dalej ;)
Oczywiście, że ta totalna głupota rasizmu to jedyne moim zdaniem słuszne
przedstawienie tej idei] Jednocześnie
podoba mi się, że ani Bele, ani Lokai nie są pokazani jako głupcy. W sensie
wiesz: nie są ośmieszeni ani nic takiego, że łoo, oni są takie gupie rasisty,
nie to co światły i mądry Kirk. Nope, to produkty swoich czasów i swojego
społeczeństwa, w gruncie rzeczy nie są niczemu winni. Obaj wierzą w swoje
racje.
I to też mi się podoba, że
oprócz głupoty rasizmu, odcinek pokazuje, że to siedzi w człowieku bardzo
głęboko i nie wynika tylko z tego, że ja sobie pomyślę „no ok, to od dziś
nienawidzę czarnych”, tylko jest uwarunkowane przez mnóstwo czynników, lata
wspólnej historii i wzajemnego niezrozumienia – i dlatego tak trudno to zwalczyć.
Nawet kiedy Bele i Lokai widzieli już, do czego ich nienawiść doprowadziła,
wciąż nie mogli się jej z siebie pozbyć, nie potrafili zrozumieć.
Podoba mi się bardzo Twoja
teoria lustra. Nie patrzyłam na to w ten sposób, a rzeczywiście: coś w tym jest.
Bele patrząc w lustro widzi Lokaia – i na odwrót. Ciekawa jestem, czy w ogóle
zwrócili na to kiedykolwiek uwagę. Zresztą, to sprawia, że ten prosty odcinek o
rasizmie można odbierać na zupełnie innej płaszczyźnie, bardziej metaforycznie,
gdzie tak naprawdę widzimy wewnętrzną walkę człowieka, który nienawidzi siebie.
I przez tę nienawiść do siebie cierpią jego bliscy (czyli cała reszta planety).
Płynę za daleko…? Oj tam, oj
tam. ;)
Podoba mi
się tu bardzo trzeźwa reakcja Kirka, który w momencie, gdy na pokładzie trwa
już
źródło |
pogoń Bele'a za Lokaiem skupia się po pierwsze na misji Enterprise, a po
drugie nie staje po żadnej ze stron, traktując obydwu mężczyzn według zasad
Federacji. Lokai to człowiek, który powinien być sądzony za to, że ukradł
federacyjny prom. Bele to przedstawiciel obcego rządu, który ma prawo zgłosić
swą sprawę do władz Federacji. Niestety żaden z dwóch obcych nie słucha
rozsądku kapitana. Ich gonitwa trwa, jak trwała już pięćdziesiąt tysięcy lat.
Czas tak długi, że natychmiast przestaje być wiarygodny. Podobnie jak
niewiarygodna zdaje się potężna moc obydwu mężczyzn. Bele bez kłopotu przejmuje
kontrolę nad komputerem Enterprise, wcześniej bez żadnego kłopotu dostaje się
na pokład. Mimo to przegrywa z kapitanem Kirkiem i jego załogą. Przegrywa z ich
jednością, z tym, że do końca, bez wątpliwości wykonują rozkazy, wierząc w
mądrość swego kapitana. Przyznam jednocześnie, że z mojego punktu widzenia
szafowanie życiem całej załogi było mocno kontrowersyjną decyzją kapitana. Czy
naprawdę miał pewność, że komisarz Bele się podda? Tylko, że nie o to tu
chodzi.
Ten
odcinek nie próbuje udawać, że jest czymkolwiek innym niż przypowieścią. Ludzie
różnili się i będą się różnić od siebie. Zarówno wyglądem, kolorem skóry,
skrętem włosów, wzrostem i budową ciała, jak i sposobem myślenia, poziomem
inteligencji, zainteresowaniami. Jednak te wszystkie różnice są mało istotne w
obliczu tego, że wszyscy jesteśmy ludźmi. A jeśli o tym zapomnimy, nasz świat
stanie się naszym ostatnim polem bitwy. Dopóki go nie zniszczymy. I, owszem,
możemy uznać, że to strasznie łopatologiczne, ale czy nie pozostaje wciąż
aktualne?
Pozostaje tak bardzo – w sumie
ostatnimi czasy coraz aktualniejsze, mam wrażenie. Trochę przykre, że przez
pięćdziesiąt lat ludzie tak mało się zmienili. Niby latają dalej w kosmos, mają
szybsze samochody, Internet pod każdą strzechą, ale kurde pod wieloma względami
jak byli głupi, tak są nadal. Ten odcinek powinno się dawać do oglądania
wychowawczo.
Change is the
essential process of all existence.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz