Star Trek: Generations

(źródło)
Premiera: 18 listopada 1994
Reżyseria: David Carson
Scenariusz: Rick Berman, Ronald D. Moore, Brannon Braga

No dobrze. Mam z tym filmem pewien kłopot. No bo z jednej strony – cieszę się, że w ogóle ktoś pomyślał o tym, żeby zrobić jakiś łącznik między Oryginalną Serią a Następnym Pokoleniem. Niby mała rzecz, a jednak cieszy. Dodatkowo cieszy Malcolm McDowell, no bo on zawsze na propsie.
Sęk w tym, że im dłużej myślę o tym filmie, tym więcej mam w nim luk i nieścisłości. I to na rozmaitą skalę: zarówno szczegóły, typu: hej, czy kiedy Geordi postanowił zamontować Dacie chip emocji, nie powinien był tego zgłosić, nie wiem, kapitanowi na przykład? Kapitan nie powinien wiedzieć o takich detalach? Albo: dlaczego właściwie to doktor Crusher miała wspomniany chip potem ogarniać i wymyślić, jak go usunąć? Ja kumam, że traktujemy Datę jako równoprawnego członka załogi, ale jednak warto by pamiętać, że to android. Jego przeglądami i naprawą ewentualnych usterek powinien się chyba zajmować jakiś, nie wiem, inżynier, a nie lekarz.
Ale są i babole w skali „makro”. Przy czym może rzeczywiście to nie są do końca obiektywne babole, a rzeczy, które uważam za niedociągnięcia czysto subiektywnie, w moim odbiorze.
Głównie mam tu na myśli kapitana Kirka: uważam, że w tym filmie był kompletnie out of character. Nie wyobrażam sobie bowiem Kirka, który odchodzi z Floty i jest zupełnie szczęśliwy, że może swojej prawie-narzeczonej usmażyć jajka – pozbawiony przy tym jakiejkolwiek żądzy dotarcia do prawdy, czy choćby takiej zwykłej ciekawości. W mojej opinii: to nie Kirk. Wszak kapitan nie raz był poddawany rozlicznym próbom – kurde, to co tutaj robi Nexus, próbował zrobić z nim Sybok: uszczęśliwić, pozbawić bólu. I Kirk stanął okoniem. Bo Kirk kompletnie nie wierzył w takie iluzoryczne, syntetyczne szczęście. Wierzył w ból i w to, że prawda, nawet trudna, jest lepsza od ułudy. Gdyby nie ta jego wiara i ten pogląd, nie walczyłby o Spocka w This Side of Paradise – a przecież poniekąd Nexus był bardzo podobny do tego, co robiły kwiatki na Omicron Ceti III.
Z jakiegoś powodu w Gwiezdnej Flocie w ten
właśnie sposób awansuje się oficerów... (źródło)
Z drugiej strony, staram się też patrzeć na ten wątek szerzej: tak jak u Lema Ijon Tichy na starość zupełnie nie przypomina siebie z czasów młodzieńczych przygód, tak jak zmienił się przez kilkadziesiąt lat Robin Hood czy zmienili się Trzej Muszkieterowie, tak i tutaj mamy opozycję: Kirk – młody kapitan Gwiezdnej Floty oraz Kirk – samotny oficer, którego wysłali na emeryturę i nagle zorientował się, że właściwie nic mu nie zostało. I to strasznie przykre, ale w pewien sposób jednak trzyma się kupy. Może po prostu wymagałoby trochę sprawniejszego zaprezentowania, bo tutaj ta przemiana pojawia się trochę znikąd i w sumie tylko po to, żeby za moment do głosu doszedł ten dawny, żądny przygód Kirk. I ja już w tym momencie sama nie wiem, czy w końcu on jest starym Ijonem Tichym, czy jednak wciąż tym samym Kirkiem, którego omamiła iluzja.
Z trzeciej strony, pozostaje jeszcze kwestia jego ostatnich chwil: i to zarówno tych dość gwałtownych na pokładzie Enterprise 1701B, jak i tych po opuszczeniu Nexusa. Mam żal o to, że spuścili w szalecie naprawdę ładną scenę z The Final Frontier, w której mieliśmy rozmowę McCoya z Kirkiem – właśnie na temat potencjalnej śmierci kapitana. Byłoby naprawdę fajnie, gdyby w jakikolwiek sposób Generations nawiązały do tamtego momentu.

A tutaj stawiamy krzyżyk na jednym z lepszych
wątków Star Treka TNG (źródło)
Skoro już wspomniałam o Nexusie, w ogóle muszę tu zaznaczyć, że nie jestem szczególną fanką tej koncepcji. Z jednej strony, to zalatuje trochę jakimiś mistycznymi zaświatami, a tego miałam już zdecydowany przesyt przy okazji wspomnianego już Syboka. Z drugiej – w ogóle Nexus nie wydaje mi się aż tak wspaniały, jak to opisywała Guinan i nie do końca rozumiem, dlaczego Soranowi aż tak zależało na powrocie tam. Generalnie dokładnie to samo ma do zaoferowania holodek. Serio: bo to nie tak, że w Nexusie człowiek nie ma świadomości, że to iluzja. Przypadek Picarda – a potem także i Kirka – jasno pokazał, że mózg działa normalnie i nie ma problemu z uświadomieniem sobie, że hej, to wszystko iluzja. A skoro tak, to czy Soran nie mógł po prostu zamieszkać w holodeku…?
Zresztą, jeśli chodzi o cały ten konflikt z Soranem, to mam niejasne wrażenie, że dałoby się to załatwić inaczej. A przynajmniej nie zaszkodziłoby próbować – wręcz oczekiwałabym tego od przedstawicieli Zjednoczonej Federacji Planet. Szczególnie że Soran tak po prawdzie nie był żadnym złoczyńcą. Dość wyraźnie zostało powiedziane, że przetrącił go przed laty atak Borg. Biedaczysko stracił rodzinę i chciał tylko wrócić do miejsca, w którym był szczęśliwy. Może dałoby się zbudować na trasie wstęgi jakąś stację, albo przekierować asteroidę, na której przycupnąłby Soran, żeby koniec końców wstęga go zjadła? I wszyscy by byli zadowoleni,  no nie?

Kolejnym – i chyba już ostatnim – wątkiem, który budzi mój wielce ambiwalentny stosunek, jest całościowo ten wspomniany już przeze mnie chip emocji Daty. Tutaj muszę się zgodzić z oceną Nostalgii Critica: kilka sezonów budowania postaci i prezentowania trudności, jakie android napotykał na drodze do zrozumienia ludzi zwieńczono… piosenką o formach życia i mocno wkurzającym rechotem z gadającego tricordera. Serio, Star Treku? Tak chcesz zakończyć jeden z najważniejszych wątków serialu? To jakby w finale serialu uznać, że Wesley to The Chosen One i wniebowstąpi z kosmitami… oh wait.

Im dłużej myślę o Generations, tym więcej widzę w nim mankamentów, a mniej pozytywów. Co nie zmienia faktu, że film obejrzało mi się bezboleśnie – był dynamiczny, ze zgrabnymi zwrotami akcji, tu i ówdzie humor pozwolił mi się uśmiechnąć, a poważniejsze momenty… cóż, nie wzruszyły, ale były poważne. Nawet jeśli pozostawiły nieco gorzki posmak.
Na pewno nie jest to jeden z moich ulubionych pełnometrażowych Star Treków. Ale myślę, że mogło być dużo gorzej.



- I hate this! It is revolting!
- More?
- Please.

2 komentarze:

  1. Ale z Kirkiem to widzę to trochę inaczej. On w Nexusie chyba nie miał świadomości swojego wieku, więc nie wiem czy można go rozważać jako starego Tichego. Nexus coś robił, bo zobacz, że zapytany skąd się tam wziął potrafił przywołać, że był na statku a zaraz potem rąbał drewno i jakoś mu to nie przeszkadzało. Przeszedł nad tym do porządku dziennego. Przecież zdarzało się tak, że załoga trafiała do świata iluzji i dosyć szybko zdawali sobie z tego sprawę i starali się ją jakoś przejrzeć. A tutaj nic. Tak naprawdę to sam Kirk zorientował się, że to wszystko jest nieprawdziwe dopiero po skoku przez przepaść(?). Bo zawsze się bał, a tutaj nie było żadnego strachu. A skoro nie było strachu, to jest to nieprawdziwe. I jak to do niego dotarło to pomógł Pickardowi.

    A co do samego Nexusa to jednak on nie jest jak holodeck. W Nexusie nie masz świadomości, że to w czym żyjesz, to iluzja. Nexus coś robi, że pewne rzeczy ignorujesz i kto wie czy gdyby nie obecność Pickarda i ciągle podsycane wątpliwości kirk by się z tego ocknął. Mi to przypomina trochę jedną z wizji nieba, w której to nie tyle miejsce, co stan, w którym dusza ciągle doświadcza przyjemności. No i chyba w bonusie to trwa wiecznie, bo Goldberg mówiła, że czas płynie tutaj inaczej ;) Jak dla mnie to Soran nie chciał holodeku, on chciał się po prostu dostać do nieba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ jestem przekonana, że taka właśnie była idea jak mówisz: że Nexus to tak naprawdę niebo. Tylko że imho połozyli pokazanie tego nieba. No bo co to za wielkie halo, skoro Picardowi zorientowanie się w sytuacji i wyrwanie z tego niby niebiańskiego otępienia i szczęśliwości zajęło jakieś dwie minuty? (znaczy ok, jego wiktoriańskie dzieci ze Stepford były imho creepy i też chciałabym się ocknąć z takiej rodziny, ale powiedzmy, że to właśnie była wizualizacja Picardowego szczytu szczęśliwości...)

      Można by zresztą zrobić Sorana w trąbkę, tak jak to robiono w innych razach (nieszczęsny Star Trek: Rebelia, ale też było parę takich odcinków w TNG i DS9) - wpuścić go do holodeku nie mówiąc, że to holodek.

      A jeszcze co do Kirka: nie miał świadomości, że minęło kilkaset lat od jego śmierci, prawda. Ale pamiętał swoje "doczesne" życie, więc ogólnie no... był starszawy. :) Był starym Tichym już wizytując Enterprise 1701-B, jeszcze zanim trafił do Nexusa.

      Usuń