![]() |
(źródło) |
Reżyseria: David Carson
Scenariusz: Rick Berman, Ronald D. Moore, Brannon Braga
No dobrze.
Mam z tym filmem pewien kłopot. No bo z jednej strony – cieszę się, że w ogóle
ktoś pomyślał o tym, żeby zrobić jakiś łącznik między Oryginalną Serią a
Następnym Pokoleniem. Niby mała rzecz, a jednak cieszy. Dodatkowo cieszy
Malcolm McDowell, no bo on zawsze na propsie.
Sęk w tym,
że im dłużej myślę o tym filmie, tym więcej mam w nim luk i nieścisłości. I to
na rozmaitą skalę: zarówno szczegóły, typu: hej, czy kiedy Geordi postanowił
zamontować Dacie chip emocji, nie powinien był tego zgłosić, nie wiem,
kapitanowi na przykład? Kapitan nie powinien wiedzieć o takich detalach? Albo:
dlaczego właściwie to doktor Crusher miała wspomniany chip potem ogarniać i
wymyślić, jak go usunąć? Ja kumam, że traktujemy Datę jako równoprawnego
członka załogi, ale jednak warto by pamiętać, że to android. Jego przeglądami i
naprawą ewentualnych usterek powinien się chyba zajmować jakiś, nie wiem,
inżynier, a nie lekarz.
Ale są i babole
w skali „makro”. Przy czym może rzeczywiście to nie są do końca obiektywne
babole, a rzeczy, które uważam za niedociągnięcia czysto subiektywnie, w moim
odbiorze.
Głównie mam
tu na myśli kapitana Kirka: uważam, że w tym filmie był kompletnie out of character. Nie wyobrażam sobie bowiem
Kirka, który odchodzi z Floty i jest zupełnie szczęśliwy, że może swojej prawie-narzeczonej
usmażyć jajka – pozbawiony przy tym jakiejkolwiek żądzy dotarcia do prawdy, czy
choćby takiej zwykłej ciekawości. W mojej opinii: to nie Kirk. Wszak kapitan
nie raz był poddawany rozlicznym próbom – kurde, to co tutaj robi Nexus,
próbował zrobić z nim Sybok: uszczęśliwić, pozbawić bólu. I Kirk stanął
okoniem. Bo Kirk kompletnie nie wierzył w takie iluzoryczne, syntetyczne
szczęście. Wierzył w ból i w to, że prawda, nawet trudna, jest lepsza od ułudy.
Gdyby nie ta jego wiara i ten pogląd, nie walczyłby o Spocka w This Side of Paradise – a przecież
poniekąd Nexus był bardzo podobny do tego, co robiły kwiatki na Omicron Ceti
III.
![]() |
Z jakiegoś powodu w Gwiezdnej Flocie w ten właśnie sposób awansuje się oficerów... (źródło) |
Z trzeciej
strony, pozostaje jeszcze kwestia jego ostatnich chwil: i to zarówno tych dość
gwałtownych na pokładzie Enterprise 1701B, jak i tych po opuszczeniu Nexusa. Mam
żal o to, że spuścili w szalecie naprawdę ładną scenę z The Final Frontier, w której mieliśmy rozmowę McCoya z Kirkiem – właśnie
na temat potencjalnej śmierci kapitana. Byłoby naprawdę fajnie, gdyby w
jakikolwiek sposób Generations
nawiązały do tamtego momentu.
![]() |
A tutaj stawiamy krzyżyk na jednym z lepszych wątków Star Treka TNG (źródło) |
Zresztą,
jeśli chodzi o cały ten konflikt z Soranem, to mam niejasne wrażenie, że dałoby
się to załatwić inaczej. A przynajmniej nie zaszkodziłoby próbować – wręcz oczekiwałabym
tego od przedstawicieli Zjednoczonej Federacji Planet. Szczególnie że Soran tak
po prawdzie nie był żadnym złoczyńcą. Dość wyraźnie zostało powiedziane, że
przetrącił go przed laty atak Borg. Biedaczysko stracił rodzinę i chciał tylko
wrócić do miejsca, w którym był szczęśliwy. Może dałoby się zbudować na trasie
wstęgi jakąś stację, albo przekierować asteroidę, na której przycupnąłby Soran,
żeby koniec końców wstęga go zjadła? I wszyscy by byli zadowoleni, no nie?
Kolejnym –
i chyba już ostatnim – wątkiem, który budzi mój wielce ambiwalentny stosunek,
jest całościowo ten wspomniany już przeze mnie chip emocji Daty. Tutaj muszę
się zgodzić z oceną Nostalgii Critica: kilka sezonów budowania postaci i prezentowania
trudności, jakie android napotykał na drodze do zrozumienia ludzi zwieńczono…
piosenką o formach życia i mocno wkurzającym rechotem z gadającego tricordera.
Serio, Star Treku? Tak chcesz zakończyć jeden z najważniejszych wątków serialu?
To jakby w finale serialu uznać, że Wesley to The Chosen One i wniebowstąpi z
kosmitami… oh wait.
Im dłużej
myślę o Generations, tym więcej widzę
w nim mankamentów, a mniej pozytywów. Co nie zmienia faktu, że film obejrzało
mi się bezboleśnie – był dynamiczny, ze zgrabnymi zwrotami akcji, tu i ówdzie
humor pozwolił mi się uśmiechnąć, a poważniejsze momenty… cóż, nie wzruszyły,
ale były poważne. Nawet jeśli pozostawiły nieco gorzki posmak.
Na pewno
nie jest to jeden z moich ulubionych pełnometrażowych Star Treków. Ale myślę,
że mogło być dużo gorzej.
- I hate this!
It is revolting!
- More?
- Please.
Ale z Kirkiem to widzę to trochę inaczej. On w Nexusie chyba nie miał świadomości swojego wieku, więc nie wiem czy można go rozważać jako starego Tichego. Nexus coś robił, bo zobacz, że zapytany skąd się tam wziął potrafił przywołać, że był na statku a zaraz potem rąbał drewno i jakoś mu to nie przeszkadzało. Przeszedł nad tym do porządku dziennego. Przecież zdarzało się tak, że załoga trafiała do świata iluzji i dosyć szybko zdawali sobie z tego sprawę i starali się ją jakoś przejrzeć. A tutaj nic. Tak naprawdę to sam Kirk zorientował się, że to wszystko jest nieprawdziwe dopiero po skoku przez przepaść(?). Bo zawsze się bał, a tutaj nie było żadnego strachu. A skoro nie było strachu, to jest to nieprawdziwe. I jak to do niego dotarło to pomógł Pickardowi.
OdpowiedzUsuńA co do samego Nexusa to jednak on nie jest jak holodeck. W Nexusie nie masz świadomości, że to w czym żyjesz, to iluzja. Nexus coś robi, że pewne rzeczy ignorujesz i kto wie czy gdyby nie obecność Pickarda i ciągle podsycane wątpliwości kirk by się z tego ocknął. Mi to przypomina trochę jedną z wizji nieba, w której to nie tyle miejsce, co stan, w którym dusza ciągle doświadcza przyjemności. No i chyba w bonusie to trwa wiecznie, bo Goldberg mówiła, że czas płynie tutaj inaczej ;) Jak dla mnie to Soran nie chciał holodeku, on chciał się po prostu dostać do nieba.
Ależ jestem przekonana, że taka właśnie była idea jak mówisz: że Nexus to tak naprawdę niebo. Tylko że imho połozyli pokazanie tego nieba. No bo co to za wielkie halo, skoro Picardowi zorientowanie się w sytuacji i wyrwanie z tego niby niebiańskiego otępienia i szczęśliwości zajęło jakieś dwie minuty? (znaczy ok, jego wiktoriańskie dzieci ze Stepford były imho creepy i też chciałabym się ocknąć z takiej rodziny, ale powiedzmy, że to właśnie była wizualizacja Picardowego szczytu szczęśliwości...)
UsuńMożna by zresztą zrobić Sorana w trąbkę, tak jak to robiono w innych razach (nieszczęsny Star Trek: Rebelia, ale też było parę takich odcinków w TNG i DS9) - wpuścić go do holodeku nie mówiąc, że to holodek.
A jeszcze co do Kirka: nie miał świadomości, że minęło kilkaset lat od jego śmierci, prawda. Ale pamiętał swoje "doczesne" życie, więc ogólnie no... był starszawy. :) Był starym Tichym już wizytując Enterprise 1701-B, jeszcze zanim trafił do Nexusa.