One of Our Planets Is Missing; The Lorelei Signal

Miotacz antymaterii rozpiżdża niestrawione resztki planety

Po ostatniej wtopie tym razem jesteśmy obie jednako czujne i szybkie. Nie ma opcji – nie dopuścimy więcej do zepsucia naszego wizerunku wzorowych blogerek! No.

Premiera: 22 września 1979
Reżyseria: Hal Sutherland
Scenariusz: Marc Daniels

Przetłumaczony na „Pożeracza światów” tytuł odcinka staje się zdecydowanie poważniejszy. Przyznam, że oryginalny tym razem w zestawieniu z treścią epizodu jest dla mnie zabarwiony komediowo. W jakiś taki dziwny sposób. [Prawda – dokładnie rozumiem, o co Ci chodzi. Szkoda, że z kolei nasz tytuł trochę spoiluje, no ale w gruncie rzeczy to niegroźne, bo o działalności chmury dowiadujemy się dość szybko] Oto bowiem wskroś galaktyki wędruje sobie purpurowa chmura i – jak się szybko okazuje – trafiając na coś na swej drodze po prostu to wchłania/trawi/pożera. Żywi się materią i niekoniecznie zwraca uwagę, czy jest to materia nieożywiona czy wręcz przeciwnie. W odcinku mamy do czynienia z dylematem w typie – czy wolno zabić inteligentną istotę ażeby ocalić 82 miliony ludzi. Moim zdaniem TAK, WOLNO. Oczywiście, fajnie, jeśli można się dogadać i grzecznie ją wyprosić z żerowiska, które trochę jest naszym wszechświatem. Ale jeśliby się nie dało, nie widzę problemu – TAK, WOLNO zabić. Przytoczę cytat z pana Tarkowskiego, który rzekł był do syna tak: „Słuchaj, Stasiu! Śmiercią nie wolno nikomu szafować, ale jeśli ktoś zagrozi twej ojczyźnie, życiu twej matki, siostry lub życiu kobiety, którą ci oddano w opiekę, to pal mu w łeb, ani pytaj, i nie czyń sobie z tego żadnych wyrzutów.”

Nam to się wydaje oczywiste (bo w sumie mi też, kamaaan! Potrzeby większości są ważniejsze od potrzeb jednostki, to logiczne, no nie?), z drugiej strony jakoś mi pasuje, że jednak mieli wątpliwości. Star Trek od początku zwraca uwagę na ten szacunek do każdej możliwej formy inteligentnego życia i byłabym zniesmaczona, gdyby nagle bez skrępowania postanowili roznieść tytułowego pożeracza.
Oczywiście, uznałabym załogę Enterprise za matołków również wtedy, gdyby ostatecznie zdecydowali się ratować kosmitę poświęcając planetę, no ale na szczęście nie podjęli tak absurdalnej decyzji, a wątpliwości moralne nie przesłoniły rozsądku.

Z innej beczki – odcinki animowane w kwestii technologii wydają mi się o niebo trudniejsze niż odcinki oryginalnej serii – nie zrozumiałam dokładnie niczego z pierwszego pomysłu na usunięcie zagrożenia chmury. Te wszystkie materie i antymaterie i odcinanie kosmków. Nie ogarniam <wzdych>.

A nie, tutaj jakoś nadążyłam za wszystkim. Z drugiej strony, oglądałam ten odcinek chyba z cztery razy, więc może było mi łatwiej.

Natomiast pomysł, by chmura w przekroju wyglądała trochę jak ludzki mózg, trochę jak płuca wydaje mi się zupełnie dobry. W czymś była do nas podobna, można było jakoś ją przełożyć na ludzkie. Łatwiej wtedy pomyśleć, że może jednak się dogadajmy.

Pomysł bardzo spoko – acz jestem nieco zawiedziona. Bo najpierw porównali ją do układu pokarmowego i zasuwali niby-jelitem. I zmierzali do, jak to było nazwane, „przesmyku” na końcu, żeby się wydostać. Moje prymitywne poczucie humoru już rechotało namyśl o tym, że oto kosmiczna chmura będzie srała Enterprisem. Tymczasem w trakcie podróży zmienili to na mózg i wszystko popsuli. Nie potrafią się bawić.

LOOOOOOOOOOL

Premiera: 29 września 1973
Reżyseria: Hal Sutherland
Scenariusz: Margaret Armen

Dobrze, ten odcinek dał mi dużo satysfakcji. Ubawiłam się. Choć momentami fabuła zdawała się nie trzymać ani kupy, ani dupy. Bo wiecie – mamy urządzenie, które pokazuje nam WSZYSTKO, więc używamy go do
Babeczki w czerwonych sukienkach nie giną tak łatwo!
znalezienia zbiegów, dopiero jak nam to Uhura podpowie. Czyżby dlatego, że wszystkie syrenki na tej planecie były blondynkami z durnych dowcipów? [omatkozcórką, to było tak bardzo głupie! :D ] Albo najpierw scenariusz wyraźnie idzie w to, że babki na USS Enterprise są konkretne i ogarnięte, a potem wysyłają ekipę ratunkową z samych bab, bo im pan Spock kazał. Chciałoby się przewrócić oczami, serio.

A nie, jeśli chodzi o ekipę ratunkową, to nie miałam zastrzeżeń. Pan Spock jest pierwszym oficerem, więc może kazać tak a nie inaczej i niższe rangą załogantki muszą się dostosować. Ani Uhura, ani inna z kobiet na pokładzie Enterprise nie miały pełnego rozeznania w sytuacji, więc mogły nie mieć za bardzo podstaw, żeby wpaść samodzielnie na takie rozwiązanie. Nie wiedziały nic o dziwnych blondynkach ani o opaskach wysysających energię życiową. Nie wieszałabym psów na ich ogarnięciu, bo myślę, że w zaistniałych okolicznościach każdy zrobił to, co do niego/niej należało.

Nie o to mi chodzi. W żadnym razie nie wieszam psów na ich ogarnięciu. One przecież to zrobiły ZANIM pan Spock im kazał. Uhura wcześniej, zanim się skontaktowali, dała polecenie, żeby się grupa ochrony złożona  z samych kobiet zebrała przy transporterze. Ona to wyczaiła na pokładzie, obserwując panów. I dlatego mnie trafiło, że potem jakby jej to odebrano.

Ooo, serio tak było? Widzisz, jakoś to mi umknęło totalnie, a odcinek też widziałam kilka razy… Ale to w drugą stronę będę bronić – że Spock nie wiedział, co wykminiła Uhura. :D (acz rzeczywiście może zabrakło podkreślenia, skoro na załączonym obrazku widać, że można było nie zauważyć, że one tak dziarsko działały).

Ale przecież mamy końcówkę w Uhurą, która mówi, że kapitan po przywróceniu młodości za pomocą wiązki teleportacyjnej jest jeszcze przystojniejszy i weź tu nie śmiej się do rozpuku, oglądaczu, jak dostajesz taką śliczną trekową autoironię.

Jeśli chodzi o główny motyw odcinka, pokazującego nam planetę samych kobiet, wokół której od 150 lat giną tajemniczo statki w regularnych odstępach czasu, też zasługuje na facepalma, bo trochę czasu zajęło Federacji ogarnięcie niezbyt jak się okazuje skomplikowanego problemu. I wiem, że wychodzi na to, że narzekam, podśmiechujki sobie robię, a mówię, że fajne. Bo tak naprawdę pan Scott w błogim nastroju nucący szkockie pieśni i Uhura z siostrą Chapel robiące porządek na Enterprise pełnym rozanielonych chłopów wystarczą. No.

Z drugiej strony, inne załogi nie miały Spocka – gdyby tutaj zabrakło Spocka, który poinstruował Uhurę, co i jak, Enterprise dołączyłby do puli zaginionych statków i tyle.

No właśnie nie, bo patrz wyżej. Sama Uhura by wystarczyła. Czy też każda kobieta, bo jakoś nie wierzę, żeby to wymagało super intelektu, wykrycie, że chłopom coś robi wodę z mózgu.

Inni nie mieli Spocka i Uhury, no. :D
Inna sprawa, że teraz tak sobie myślę – blondynki musiały się „ładować” co 27 lat. Było ich pięć sztuk. To daje tak naprawdę wyssanie kilku panów z góra sześciu statków przez te 150 lat. To właściwie nie brzmi aż tak drastycznie. Może dlatego nikt aż tak bardzo się nie spinał, żeby wyjaśnić tajemnicę? Zaginiony statek raz na prawie trzydzieści lat…? Myślę, że w kosmosie mogą istnieć bardziej kłopotliwe rejony.

Inna sprawa, że to kolejny odcinek, gdzie rzeczywiście – rozwiązanie jest bardzo proste. Właściwie wystarczy trochę porozmawiać i tyle. Okazuje się, że wszyscy chcą dobrze, w sumie to się lubimy i po prostu trochę nam smutno, ale jak Kirk strzeli tęczą z brzuszka, to okaże się, że będzie nam wesoło.

Co zaś mnie zastanowiło to błękit tęczówek pań Lorelai. Czy to specjalnie dlatego, by móc podkreślić ten błękit, towarzystwo z Enterprise tęczówek nie ma w ogóle?

Towarzystwo z Enterprise nie ma ani tęczówek, ani białek. To kolejny raz, kiedy muszę podkreślić, jak boli mnie niechlujność wykonania tej serii. Nieruchome tła są serio ładne. Ale animacja postaci totalnie na odwal się, emocje na twarzach nie istnieją, kolory spontanicznie się zmieniają (to chyba w którymś z tych dwóch odcinków w jednej scenie pan Sulu nagle przedzierzgnął się w czerwony mundur – tak na sekundkę, bo czemu nie), a na domiar złego seria ma okropną manierę pokazywania scen w ten sposób, że na pół ekranu mamy pół twarzy bohatera, a w tle ewentualnie twarz rozmówcy. Nie wiem jak Ciebie, ale mnie to zaczęło wkurzać właśnie jakoś od czwartego odcinka. Oglądając mam ochotę odsunąć się od ekranu, bo czuję, jakby Kirk miał zaraz wytknąć mi nochala z monitora. Serio, kamero: mniejszy zoom!




Spock, what did you... perceive?
The wonders of the universe, captain. Incredible. Completely incredible.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz