(źródło) |
Premiera:
8
stycznia 1990
Reżyseria:
Cliff Bole
Scenariusz:
Robin Bernheim
Cliff Bole, czyli niejako ojciec
chrzestny Bolian, to jeden z tych reżyserów, spod ręki których
wyszły naprawdę solidne epizody. The
Hunted niewątpliwie może od
razu skojarzyć się z The
Vengeance Factor, bo w obu
przypadkach mamy nieco zbliżoną sytuację: oto jest zaawansowana
obca rasa, która – jak się okazuje – osiągnęła ten poziom,
przy okazji pozbywając się wszystkich tych, którzy nie pasowali do
tego idealnego obrazka. I, niespodzianka, okazuje się, że takie
wyparcie się części społeczeństwa prędzej czy później odbija
się czkawką.
Podstawowa różnica między tymi
odcinkami polega na tym, że Acamarianie
dzięki temu rozłamowi zdołali w ogóle się ucywilizować, podczas
gdy Angosianie sami najpierw stworzyli tę grupę, która miała im
umożliwić osiągnięcie pożądanego stanu, a dopiero potem
spróbowali zagrzebać ją pod dywan.
No i tutaj to przepraszam, ale ja
Angosian ni w ząb nie rozumiem. To znaczy inaczej: rozumiem, ale
tego nie lubię. Niestety,
rozumiem. Absolutnie wierzę w to, że zrobili referendum i zapytali
całego społeczeństwa, co zrobić z zaprogramowanymi, potencjalnie
niebezpiecznymi superżołnierzami. I również wierzę w to, że
społeczeństwo – mając wybór: wydać mnóstwo hajsów na
resocjalizację albo zamknąć gdzieś daleko i zapomnieć –
odpowiedziało: zamknąć i zapomnieć. Człowiek wszak jest tylko
człowiekiem (a Angosianin Angosianinem) i, chcąc nie chcąc, będzie
myślał przede wszystkim o interesie swoim i swoich bliskich, swojej
społeczności. Kiedy Nayrok
(James Cromwell) wyznaje Picardowi całą prawdę, można oczywiście
się bulwersować, że to nieludzkie i że Angosianie są okrutnymi
egoistami, tylko że prawda jest nieco smutniejsza, bo Angosianie nie
są gorsi od ludzi.
(źródło) |
No bo nie trzeba być nawet Amerykaninem,
żeby rzuciła się tu w oczy analogia do problemu
weteranów z Wietnamu. To
znaczy jasne, nie jestem znawcą tematu i może sobie roję, no bo
wiedzę czerpię głównie z amerykańskiego kina. Ale zdaje się, że
dla USA to jest istotny problem, który angażuje uwagę twórców
(że tylko tak zerknę w kierunku Rambo).
Oto pod koniec XX wieku w kraju zaczęło się pojawiać coraz więcej
totalnie przekręconych przez nowoczesną wojnę żołnierzy, którzy
nie bardzo pasowali do społeczeństwa i nie było co z nimi zrobić,
bo ludzie wówczas jeszcze nie bardzo słyszeli o zespole stresu
pourazowego. Przypuszczam, że dziś już jest lepiej, bo i
świadomość pewnych problemów wzrosła, ale wciąż przypuszczam,
że sytuacja daleka jest od idealnej.
Angosianie poradzili sobie z tematem po
swojemu. Nie ze złośliwości,
tylko to im się wydało najpraktyczniejszym rozwiązaniem. Trzeba
było Picarda, żeby uświadomił Nayrokowi, jakimi byli kutasami.
Odcinek zostawia nas z właściwie dość optymistycznym finałem,
który każe wierzyć, że ucywilizowana część mieszkańców
Angosii III wreszcie się opamięta i spróbuje pomóc swoim
weteranom, których sami „wyprodukowali”. I to nawet miłe, choć
ja przyznam, że miewam nieco wątpliwości, jak się dalej potoczy
los tej rasy. No bo kiedy Enterprise odleci, czy nie pojawią się
nowe pomysły, jak by tutaj unieszkodliwić więźniów i wpakować
ich znowu na Lunar V? Czy Picard naprawdę zdołał przemówić
Nayrokowi do rozsądku i rozbudzić jakoś jego empatię? Tak mało
wiemy o Angosianach, żeby snuć jakiekolwiek daleko idące wnioski –
aż szkoda, bo to w ogóle planeta o niezwykle ciekawej historii (jak
się zdaje na podstawie tych strzępków, które dane nam było
poznać) i chciałabym poznać ją i jej mieszkańców lepiej.
(źródło) |
No i chylę czoła: doradca Troi się
naprawdę przydała. Wreszcie. Robiła dokładnie to, do czego była
od samego początku przeznaczona, czyli wyczuwała emocje i na ich
podstawie doradzała, rozmawiała, starała się załagodzić
sytuację. Co więcej – z powodzeniem! Brawo ty, doradco!
Co mnie tknęło? Po raz kolejny jedna
osoba w zasadzie zdołała przejąć Enterprise. Naprawdę, Gwiezdna
Floto, powinnaś zainwestować w jakieś lepsze zabezpieczenia…
Choć, swoją drogą, bardzo przekonująco odcinek prezentuje widzom
Rogę Danara
(Jeff McCarthy) jako superżołnierza: jest szybszy, silniejszy, ale
też inteligentny, co ładnie pokazały początkowe manewry, kiedy to
nasz uciekinier chowa się w polu magnetycznym, odbija od deflektorów
i w ogóle wyczynia różne cuda. Sama oglądając to miałam
wrażenie „hej, gościu jest dobry!”. No
i ładnym akcentem było małe wskazanie na podobieństwa między
Datą a Danarem: z jednej strony uczłowieczyło to Datę, z drugiej
zaś – pogłębiło to niekomfortowe wrażenie odczłowieczenia
Danara.
– Prime Minister, even the most
comfortable prison is still a prison.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz