Unnatural Selection

To była szybka piłka... (źródło)
Premiera: 28 stycznia 1989
Reżyseria: Paul Lynch
Scenariusz: John Mason, Mike Gray

W dzisiejszym odcinku Enterprise po raz kolejny nie dociera do celu misji, a przynajmniej nie na oczach widzów. Jak to bywa najczęściej z kursu ściąga go wezwanie pomocy; tym razem z transportowca Federacji USS Lantree, którego załoga okazuje się być martwa, gdy Enterprise do niego dociera. Wszyscy członkowie załogi zmarli z przyczyn naturalnych – ze starości, choć kapitan był w wieku komandora Rikera. Jasne jest, że coś tu nie gra.
Tym razem twórcy wzięli na tapetę doktor Pulaski. To na niej koncentruje się odcinek. Wiemy już o nowej pani doktor, iż jest osobą, która nie owija w bawełnę, konkretną, zdecydowaną, pewną swych racji, ale skłonną do wysłuchania innych opinii. Odcinek, w którym zaproponowała Geordiemu wyhodowanie gałek ocznych pokazał ją jako lekarza z dużym doświadczeniem, sugerowano też jej zacięcie naukowe. W Unnatural Selection jej pozycja naukowca zostaje potwierdzona – prace doktor Pulaski zna szefowa placówki, w której prowadzone są badania nad modyfikacją ludzkich genów. Do placówki tej załoga Enterprise trafia, ponieważ to stamtąd leciał USS Lantree.
Muszę powiedzieć, że tym razem nie mam niczego do zarzucenia ochronie ani nikomu innemu. Zarówno kontakt z transportowcem, jak i późniejsze działania były w pełni profesjonalne i nie dawały szansy na rozprzestrzenienie się zarazy na Enterprise. Jak się okazuje – kapitanowie Gwiezdnej Floty mają dostęp do kodu, który pozwala przejąć kontrolę nad mostkiem innego statku w razie bezwzględnej konieczności. Korzystając z tej możliwości, załoga jest w stanie sprawdzić, co się dzieje na USS Lantree bez transportowania się na statek widmo. Założenie boi z sygnałem ostrzegawczym jest kolejnym krokiem. Co ciekawe potem Lantree zostaje zniszczony, ale dopiero wtedy, gdy już dokładnie wiadomo, co spowodowało chorobę.

To prawda, ochrona tym razem zachowała się zaskakująco kompetentnie – choć przyznam, że mam mały zgrzyt z samą doktor, która dotychczas jawiła się jako osoba ze wszech miar rozsądna i logicznie myśląca, a tutaj wpadła w jakieś dziwne bagatelizowanie niebezpieczeństwa – takie „oj tam oj tam, zaraza-sraza, dam radę”. Przyznam, że początkowo nie pasowało mi to do postaci.
Mówię „początkowo”, bo z czasem zaczęło mi się to wszystko układać. Doktor Pulaski jest chłodna i logiczna w większości przypadków – ale może po prostu pragnienie rozwikłania tajemnicy i okiełznania nieznanej choroby jest taką trochę jej słabością. Świadomie naraziła się na niebezpieczeństwo, byle tylko rozwiązać zagadkę zarazy. Myślę, że doskonale wiedziała, z czym to się wiąże, po prostu uznała, że tak należy.

Stacja badawcza okazuje się zakażona, dla personelu właściwie nie ma szans, jednakże najważniejsze są zmodyfikowane genetycznie dzieci
Zawsze chodzi o to, żeby zagrać bez rąk (źródło)
(dwunastolatek wygląda jak dwudziestolatek i nie mówi, gdyż posługuje się telepatią – tyle widzimy), odporne na wszelkie choroby, superinteligentne i oczywiście stanowiące nadzieję na wzniesienie ludzkości na nowy poziom rozwoju. Dla tych dzieci, choć raczej uważam, że dla projektu naukowego (przynajmniej na początku), doktor Pulaski decyduje się zaryzykować życiem. Znów wszelkie procedury bezpieczeństwa są dokładnie przestrzegane. Pole siłowe, zamrożenie jednego z dzieci przesłanego do badania w czymś przezroczystym i nie przepuszczającym niczego, w końcu prace badawcze przeprowadzane na rozmrożonym obiekcie przeprowadzane na wahadłowcu, który pilotuje Data (oczywiście jako android nie może się zarazić). Wszystko jest w pełni profesjonalne, a ryzyko, którego chciała się podjąć doktor Pulaski (która oczywiście zaraża się wirusem) umożliwia objęcie dzieci kwarantanną, jako że to właśnie ich zmodyfikowane organizmy winne są temu, iż wirus z groźnej, lecz uleczalnej gorączki ewoluował do śmiertelnej i ekspresowo postępującej choroby.

W ogóle w tym miejscu muszę powiedzieć, że ogromnie mnie zaintrygował sam motyw tych dzieci. No bo podsumujmy: mamy superinteligentne, supersprawne fizycznie, sztucznie hodowane istoty. Czy to nie brzmi znajomo? A co z Khanem i innymi augmentami? Z wojnami eugenicznymi? Z zakazem inżynierii genetycznej? Jak to możliwe, że Stavosa Kenicliusa wygnano za próby stworzenia superludzi, a ta stacja sobie normalnie funkcjonowała?

To, co z mojego punktu widzenia jest najciekawsze w tym odcinku, to relacje doktor Pulaski z kapitanem Picardem oraz Datą. Przede wszystkim
Zamrożony w glucie (źródło)
dowiadujemy się, że pani doktor chciała służyć z Picardem. Śledziła jego karierę i z premedytacją wybrała USS Enterprise. Jej podziw dla kapitana nie przeszkadza jej jednak w przeciwstawianiu mu się, a także w okazywaniu braku szacunku, co Picard w pewnym momencie ostro punktuje. Bardzo podoba mi się moment, w którym doktor orientuje się, że po raz kolejny przerwała kapitanowi i z westchnieniem prosi go o dokończenie. Ta dwójka ma ze sobą problemy, ponieważ mają podobne charaktery, podobne podejście do obowiązków i do tego, co uznają za istotne. Jest materiał na piękną przyjaźń, czyż nie?

Oboje są rzeczowi i oddani swojej pracy – nie wiem, czy to materiał na przyjaźń, bo z oczywistych względów mają różne priorytety (ona jest lekarzem, on – kapitanem), ale na pewno na wzajemny szacunek i zrozumienie. Masz rację, że to podobne charaktery. Ale może dlatego doktor Pulaski się „nie przyjęła”? Bo trochę się dublowała z kapitanem jako postać? No bo z jakiegoś magicznego powodu z tego co zauważyłam, fani nie przepadają za panią doktor.

Jedno, co mnie zadziwiło, to dodatkowy problem, który pojawił się, gdy już pojawił się pomysł na uratowanie pani doktor, który zawierał w sobie użycie jej wzorca z transportera. Otóż doktor Pulaski ma fobię – boi się podróżować transporterem, więc w bazach danych nie ma jej wzorca. I teraz się zastanawiam, czy ja mam omamy, czy mi się ubrdało, że w którymś z poprzednich odcinków pani doktor była przesyłana transporterem?

Ale sam lęk przed transporterem w ogóle wywołał mój radosny wyszczerz, bo to przecież nie pierwszy lekarz z USS Enterprise, który nie jest fanem tej metody przemieszczania się – doktor McCoy również unikał teleportacji, jeśli tylko mógł. Po trosze zresztą się im nie dziwię.
Inna sprawa, że to jeden z tych odcinków, w których myślę sobie, że Federacja chyba nie wykorzystuje w pełni potencjału transporterów. Przecież to ustrojstwo jest wszechmocne. Może wyleczyć każdą chorobę, nieomal dać Ci nieśmiertelność. W razie czego, przechowuje Twoją kopię zapasową. Wow. Po prostu wow. Dlaczego w serialu nie słyszymy o obficie finansowanym projekcie badawczym skupionym na transporterach?
Rozbawiło mnie też desperackie szukanie jej DNA. Najbardziej sterylne pomieszczenie ever. Gdyby ktoś musiał szukać mojego DNA w moim mieszkaniu, jedyne ryzyko byłoby takie, że odrodziłabym się jako półFraa-półpies. (czyli oczywiście Człes. Najlepszy przyjaciel samego siebie)



And, Doctor, God knows I'm not one to discourage input, but I would appreciate it if you'd let me finish my sentences once in a while.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz