The Vengeance Factor

Ta. Fryzura. (źródło)
Premiera: 20 listopada 1989
Reżyseria: Timothy Bond
Scenariusz: Sam Rolfe

Ach, te cudne lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte w kinie i telewizji! Estetyka jak wyrzygana przez Mad Maxa, który obejrzał Amerykańskiego cyborga. Najzupełniej absurdalne ciuchy łączące w sobie elementy zbroi i ciulwiczego, długa grzywa i blizna – musi być blizna, bo nasz bohater jest twardzielem!
Ale oprócz tego, że przeogromnie bawi mnie prezentacja Zbieraczy, to odcinek w sumie całkiem nieźle wpasował się w inne historie ze Star Treka. No bo pomyślmy: mamy dzieje Acamarian, którzy pokonali targające ich cywilizacją konflikty, agresję i inszy syf poprzez podział: pokojowo nastawieni Acamarianie zostali na planecie, a młodzi gniewni, znaczy ci, Zbieracze, tułają się po kosmosie. Czyż to nie brzmi znajomo? Nie mówię o tym, o czym wspomniał Picard – że przypomina mu to wszystko historię ludzi na Ziemi. Nie, jest lepsze podobieństwo: Wolkanie. Przecież zmagali się niemal z tym samym problemem, przy którym to rozwiązanie przyniosło bardzo podobne efekty: planeta szczęśliwości i łagodności, a obok niej – grupka rebeliantów, takich bandytów o złotych serduszkach, którzy tak naprawdę wierzą w swoją sprawę i chcą dobrze.
Inna sprawa, że suweren z kolei przypomina mi inną panią w średnim wieku przy władzy – Kai Winn z DS9. I nie tylko chodzi mi o pewne fizyczne podobieństwo, ale też o ogólną postawę. Marouk jest z jednej strony poczciwa i chce dobra swojego ludu (nawet tego pierwotnie odrzuconego), z drugiej jednak pozostaje dumna i wyniosła i, prawdę mówiąc, dość wyraźnie widać, że gdyby Picard nie przyciągnął jej za uszy, nigdy nie zdecydowałaby się na rozmowy pokojowe.
Noga na stole. Tak rozpoznaje się kosmicznych
twardzieli w tłumie. (źródło)
Ale też muszę tu przyznać, że sama nie byłam przekonana do sensowności tych pertraktacji. Picard ochoczo mówi, że Acarianie mają tyle do zyskania, a praktycznie nic do stracenia. Co, dokładnie, mogą zyskać? Bo stracić mogą niską przestępczość, poczucie bezpieczeństwa, równowagę ekonomiczną, trochę ziemi… Wiem, co odcinek chce mi powiedzieć, ale uważam, że (może przez pośpiech, no bo tylko czterdzieści minut?) nie najlepiej sobie z tym radzi.

Tu pozostaje mi się tylko zgodzić. Bo też cały czas myślałam – no dobra, ale właściwie czemu mają się godzić na to wszystko dla garstki osłów, którzy się buntują, bo tak? I którzy chyba nie są zbyt mądrzy, skoro tak naprawdę kradną wszystko jak leci, czy to coś warte, czy nie?

Co mnie drażniło? Jedzenie! Serio! Oni zawsze to robią. Siedzą w kantynie, gadają, jak na stół wjedzie jedzenie, to nagle się zmywają. Bo „i tak mieli już iść”. Serio? Dlaczego oni zawsze idą po tym, jak przez pół godziny czekali na posiłek?
No i dlaczego trykorder medyczny nie wykrył wirusa…? Na czym polega jego medyczność, oprócz tego, że… nie wiem. Ma mniej funkcji? Było od razu mówić, że to biedatrykorder.
Aha, zostaje jeszcze problem doradcy Troi. Po raz kolejny była centralnie w miejscu wydarzeń, wokół niej działy się Rzeczy – takie przez duże „Rz”, jak no nie wiem, morderstwo na przykład – a ona kompletnie nic nie wyczuła. Owszem, później próbują to prostować, wprowadzając temat braku emocji u Yuty. Ale zrobili to trochę źle, no bo nie da się wiarygodnie opowiadać o tym, jak to się nie odczuwało pasji od wielu lat, jednocześnie sapiąc i niemal szlochając.

Brzuch wciągnięty, pośladki wypięte.
Można iść na podryw. (źródło)
Ale małe potknięcia pozostają tak naprawdę tylko potknięciami, na które bez większego problemu mogłam przymknąć oko. W dużej mierze jednak odcinek oglądało mi się przyjemnie. Doceniam emocje, które włożono w wątek Yuty i Rikera. Zresztą to był całkiem ładnie poprowadzony wątek – romans, ale nie do końca, i finał, który bolał wszystkich. I tak naprawdę bardzo mocne, fajne podkreślenie wagi różnic kulturowych. Nie wspominając o podniesieniu tematu tytułowej zemsty i pytanie, czy w ogóle coś takiego jak zemsta ma jakikolwiek sens? Dużo dobrego miał ten epizod.
I dużo męskich grzyw, którymi bohaterowie mogli zarzucać.

I smrodek! Smrodek, który się za nimi ciągnął, był aż widoczny. Bo oni byli wolni i się nie myli! Bo częste mycie skraca życie. No. A poważnie to ja chcę powiedzieć, że na początku nie ogarniałam, czemu Riker ją musiał zanihilować? Że niby nie działało na nią ogłuszanie? Pewnie tak. Ale potem pomyślałam, że może nie. Może nie do końca. Może ona po tylu latach życia tylko po to, by nienawidzić i prowadzić zemstę, nie potrafiła już żyć? I spojrzeli na siebie i on to zrozumiał. I tyle. Jest mocniej. I to jest moje zakończenie odcinka.

Zupełnie tego w ten sposób nie odebrałam. Ale przyznaję, że to niezła myśl! Może dlatego też Picard tak spokojnie siedział i patrzył, jak Riker dobija Yutę? Bo zobaczył tę nić porozumienia i wiedział, że to będzie najlepsze wyjście?
Ja osobiście wolę tę wersję, że na Yutę ogłuszanie nie działało i anihilacja była jedyną metodą na unieruchomienie morderczyni – ale szanuję Twoją wizję.




– You don’t like me, do you?
– I didn’t say that!
– No problem! I have many friends who don’t like me!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz